Relacja – 1. kolejka: Biali Sądów – Ina Goleniów 2:1 (0:0)

Porażka z beniaminkiem. Zadecydowały pudła w kluczowych momentach.

W niedzielę, w meczu kończącym 1. kolejkę rozgrywek IV ligi, Ina Goleniów zmierzyła się z beniaminkiem, absolutnym debiutantem na tym poziomie – Białymi Sądów. O ile klub może być dla wielu kibiców po prostu nieznany, o tyle o kilku zawodnikach, którzy w nim dziś występują, z pewnością nie można tego powiedzieć. Tomasz Pustelnik, Sebastian Inczewski, Grzegorz Gicewicz, którzy stanowią trzon zespołu z Sądowa to piłkarze o ogromnym doświadczeniu i było to widać na boisku. Biali wygrali z Iną 2:1 po dwóch bramkach Sebastiana Inczewskiego, dla goleniowian trafił z rzutu karnego Damian Banachewicz.

W niedzielę do Sądowa zjechała się nie tylko spora grupa okolicznych kibiców. Na meczu mogliśmy spotkać przedstawicieli i kibiców wielu innych klubów – Vinety Wolin, Błękitnych Stargard, Kluczevii Stargard, Hutnika Szczecin, Unii Dolice i kilku innych, a także samego ZZPN. Atmosfera święta udzieliła się chyba biało – zielonym, bo w pierwszej połowie nie za bardzo próbowali je popsuć. Od początku spotkania to Biali przejęli inicjatywę i starali się zepchnąć Inę do defensywy. Umiejętnie operowali piłką w środku pola, szukali wolnych stref na skrzydłach i często je podwajali. Goleniowianie z kolei mieli problemy z utrzymaniem piłki w środku pola i ogólnie nietrudno było odnieść wrażenie, że poruszali się nieco wolniej od swojego rywala. Już w 6 minucie po podaniu z rzutu wolnego zrobiło się nieco goręcej pod bramką Adriana Hengera – dobra piłka zagrana między linię obrony i bramkarza ostatecznie jednak nie znalazła adresata. Oprócz tego mieliśmy kilka rzutów rożnych i nierozważnych strat w środku pola, które mogły dać Białym okazję do zdobycia gola, ale brakowało im ostatniego celnego podania lub strzału. Ina w pierwszym kwadrancie tylko raz przedostała się pod bramkę gospodarzy, ale silny strzał Kacpra Tomaszewicza z około 20 metrów pewnie obronił golkiper Białych.

W 19 minucie doskonałą szansę na gola zmarnował Sebastian Inczewski. Wszystko zaczęło się od… szansy biało-zielonych. Ina miała rzut wolny niedaleko pola karnego Białych. Po dośrodkowaniu Damiana Banachewicza gospodarze wybili piłkę i wyszli z kontrą 4 na 3. Po idealnym dośrodkowaniu z prawej strony boiska na 8 metr doświadczony napastnik musiał tylko dostawić głowę, ale nie trafił w bramkę. 10 minut później znów po akcji prawą stroną i wycofaniu piłki na 11 metr w piłkę czysto nie trafił nadbiegający zawodnik Białych i skończyło się na strachu dla Iny. Po chwili jednak, akcja przeniosła się na drugą stronę boiska i prostopadłe podanie otworzyło drogę do bramki dla napastnika gospodarzy. W sytuacji sam na sam doskonale zachował się Adrian Henger i zatrzymał przeciwnika. Ina zaczęła się budzić dopiero pod koniec pierwszej połowy. Dwie akcje skrzydłami skończyły się niedokładnymi płaskimi podaniami na 10 metr. Biali odpowiedzieli jednym groźnym uderzeniem, z którym poradził sobie Adrian Henger, a przy próbie dobitki znów gospodarzom zabrakło zimnej krwi. W ostatnich sekundach pierwszej części gry Ina dostała w prezencie świetną szansę. Przy próbie wybicia piłki obrońca gospodarzy się pomylił, a do bezpańskiej piłki na lewym skrzydle dopadł Maciej Żabicki. Wygrał pojedynek biegowy z obrońcą Białych, po czym wycofał futbolówkę do niepilnowanego na 15 metrze Kacpra Tomaszewicza. Ten za długo zbierał się z piłką, dopadł do niego defensor gospodarzy i zamiast bezwzględnej egzekucji kibice zobaczyli strzał, z którym żadnych problemów nie miał golkiper Białych.

Początek drugiej połowy należał jednak do Iny. Biało – zieloni w szatni musieli się nieco rozbudzić i zaczęli przejmować inicjatywę. W 50 minucie na prawym skrzydle na solową akcję zdecydował się Łukasz Szymfeld. Odważnie wbiegł między 3 obrońców gospodarzy, a jeden z nich podciął go. Cała sytuacja miała miejsce już w polu karnym i sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Damian Banachewicz i pewnym uderzeniem dał Inie prowadzenie. Później, przez niemal 20 minut na boisku niewiele się działo. Biali nie potrafili odnaleźć płynności z pierwszej połowy, a Ina zdawała się kontrolować to, co dzieje się na murawie. Wymieniali więcej podań i nie dopuszczali do groźniejszych sytuacji pod swoją bramką. Aż do 68 minuty. Wtedy to po rzucie rożnym z lewej strony na krótki słupek zbiegł jeden z zawodników Białych i uderzył głową, myląc się o niecały metr. Po tej sytuacji gospodarze odzyskali wigor. 2 minuty później po szybkiej akcji prawą stroną i dokładnym dośrodkowaniu na 8 metr, kapitalną interwencją popisał się Adrian Henger. Strzał głową z bliskiej odległości, kozioł – wszystko niemal jak w podręczniku. Ale bramkarz Iny mimo to zdołał zatrzymać to uderzenie. W 72 minucie niestety nie miał już nic do powiedzenia. Gospodarze rozgrywali pikę wzdłuż pola karnego Iny. Ta w końcu trafiła do Sebastiana Inczewskiego, który, wydawało się, że źle przyjął piłkę. To jednak nie przeszkodziło mu by, upadając, oddać niezwykle precyzyjny płaski strzał, po którym piłka wpadła do siatki tuż przy słupku – 1:1.

Ta sytuacja podrażniła biało – zielonych. Po kilku minutach od utraty gola, Kacper Tomaszewicz miał swoją szansę, ale został uprzedzony na przedpolu przez bramkarza. W 77 minucie z kolei kapitalną okazję zmarnował Daniel Mojsiewicz. Ina miała rzut z autu na wysokości szesnastki. Piłka w dość przypadkowy sposób przeszła przez niemal całe pole karne wprost do osamotnionego pomocnika Iny na 10 metr. Ten, najpierw dobrze zgasił piłkę, potem zamarkował strzał i położył jednego z obrońców, po czym… nie trafił w bramkę. To bardzo szybko się zemściło. Z dynamiczną akcją wyszli gospodarze. Piłkę otrzymał Sebastian Inczewski i nieatakowany na 25 metrze mógł spokojnie ułożyć sobie futbolówkę do strzału. A po nim nie było co zbierać. Adrian Henger był bliski obrony tego technicznego uderzenia, ale zabrakło mu centymetrów, by skutecznie zbić piłkę, która ostatecznie wylądowała w samym okienku bramki Iny.

Ponownie na odpowiedź Iny nie trzeba było długo czekać. Najaktywniejszy pod bramką przeciwnika w tym meczu Łukasz Szymfeld zagrał idealną piłkę na 5 metr z rzutu wolnego. Do tego zagrania o ułamek sekundy spóźnili się nadbiegający Damian Banachewicz i Daniel Mojsiewicz. Po chwili mecz zamknąć mogli gospodarze. Po indywidualnej akcji prawą stroną, w pole karne wpadł jeden z zawodników Białych. Minął obrońcę i uderzył z ostrego kąta, ale znów dobrze zachował się Adrian Henger. W ostatnich minutach meczu Ina znów mocniej nacisnęła. Najpierw z powietrza z 20 metrów po zbyt krótkim wybiciu piłki przez gospodarzy uderzył Patryk Lubośny. Strzał przeleciał obok spojenia słupka z poprzeczką. W ostatniej akcji meczu goleniowianom znów zabrakło precyzji w doskonałej sytuacji. Po raz kolejny prawą stroną gospodarzom urwał się Łukasz Szymfeld. Dograł na 8 metr do Daniela Mojsiewicza, ale ten mocno naciskany przez obrońcę nie zdołał dołożyć nogi. Piłka przeszła dalej wprost do Damiana Banachewicza, który miał wszystko, by trafić – czas i miejsce na oddanie strzału, ale mimo to, nie trafił w doskonałej sytuacji. Po tym zdarzeniu sędzia zakończył mecz i Biali mogli się cieszyć z pierwszych punktów w IV lidze. Po obrazie gry trzeba przyznać, że punktów zasłużonych. Inie natomiast pozostaje szybko się obudzić i popracować nad skutecznością – w sobotę w Goleniowie taryfy ulgowej raczej nie będzie. Vineta Wolin, niezależnie od tego, co zaprezentowali Biali, jest zespołem dużo groźniejszym.

BIALI SĄDÓW – INA GOLENIÓW 2:1 (0:0)
Bramki: Sebastian Inczewski (72′, 78′) – Damian Banachewicz (50′ – rzut karny)

Biali: Rafał Mazurek – Marcin Kmieć (90′ Nikodem Białek), Tomasz Pustelnik, Marcin Nitecki, Mateusz Piekarek, Mariusz Korcz (70′ Grzegorz Pabich), Grzegorz Gicewicz, Marcel Nawrocki (45′ Kacper Błaż (73′ Sebastian Surdacki)), Marcin Ćwiek, Krystian Wójcik (81′ Dawid Garbicz), Sebastian Inczewski

Ina: Adrian Henger – Tomasz Borucki, Igor Paszkowski, Rafał Bulanda, Natan Wnuczyński – Łukasz Szymfeld, Rafał Makarewicz (84′ Kornel Klewin), Patryk Lubośny, Kacper Tomaszewicz (Patryk Sobański), Maciej Żabicki (67′ Daniel Mojsiewicz) – Damian Banachewicz

Żółte kartki: Kacper Błaż, Tomasz Pustelnik, Marcin Ćwiek