Relacja – 3. kolejka: Gryf Kamień Pomorski – Ina Goleniów 5:0 (3:0)
Sierpniowe rozdawanie prezentów w Kamieniu Pomorskim
Ina nie będzie miło wspominać sobotniego popołudnia. Na stadionie w Kamieniu Pomorskim biało – zieloni zamienili się w sierpniowego św. Mikołaja i rozdawali prezenty piłkarzom Gryfa. Ci z nich chętnie korzystali, a jak już coś stwarzali sami, to woleli pudłować i czekać na kolejny podarunek. Skończyło się fatalnym dla Iny 5:0, a w zasadzie wszystkie bramki padły po wyraźnych błędach indywidualnych.
Kilka pierwszych minut nie zwiastowało tego, co wydarzy się później. Do 10 minuty to Ina zaznaczyła swój udział w meczu dwoma wypadami w pobliże bramki gospodarzy. Najpierw płasko z pola karnego uderzył Maciej Żabicki, a chwilę później w dobrej sytuacji Damian Banachewicz nie zdołał opanować piłki w polu karnym i wykończyć dobrej akcji Iny. Następnie, przyszła feralna 10 minuta. Wtedy to po akcji prawą stroną piłkę na wślizgu próbował wybić Igor Paszkowski, ale zrobił to tak niefortunnie, że zapakował ją tuż przy słupku do własnej bramki. Po tej sytuacji biało – zieloni nie podłamali się i mieli dwie szanse na skuteczne wyprowadzenie kontry, ale w kluczowych momentach gubili się – brakowało dobrego podania i właściwej decyzji w kluczowych momentach akcji.
W 21 minucie goleniowianie po raz kolejny sprezentowali gospodarzom sytuację bramkową. Tym razem w środku pola przebitkę wygrał Patryk Lubośny. Piłka trafiła pod nogi Łukasza Szymfelda, który dał ją sobie zabrać na 25 metrze przed własną bramkę. Po błyskawicznym odegraniu do Sebastiana Nagela i płaskim precyzyjnym strzale z 15 metrów Adrian Henger skapitulował tego dnia po raz drugi. A to nie był koniec, bo 4 minuty później było już 3:0. Tym razem znów wydawało się, że goleniowianie mają wszystko pod kontrolą. Igor Paszkowski zastawiał się, by dać piłce opuścić boisko i rozpocząć grę od bramki. Dał się jednak obiec, co skończyło się podaniem na 5 metr do Kacpra Wittbrodta i strzałem na pustą bramkę – 3:0.
Później, w okolicy 30 minuty obie drużyny miały doskonałe okazje, ale kończyło się na uniesieniu chorągiewki przez sędziego bocznego. W 36 minucie z kolei doskonałą okazję na gola, który mógł przywrócić Inę do gry w tym meczu zmarnował Damian Banachewicz. Prawą stroną boiska przeciwnikom uciekł Łukasz Szymfeld. Dostrzegł niepilnowanego w polu karnym Banachewicza, ale ten nie trafił w doskonałej sytuacji z kilkunastu metrów. Po chwili akcja przeniosła się pod bramkę goleniowian. Gospodarze mieli trzy rzuty rożnego. Po pierwszym z nich biało – zieloni szybko wybili piłkę. Po drugim, po strzale głową, Adriana Hengera uratował słupek. Po trzecim, piłka trafiła przed pole karne do Macieja Więcka, który płaskim strzałem próbował zaskoczyć golkipera Iny. Odbita piłka spadła pod nogi jednego z zawodników Gryfa, który dobił piłkę do pustej bramki. Sędzia boczny podniósł jednak chorągiewkę i gola nie było. Kilka minut później Więcek próbował jeszcze raz, ale po szybkiej kontrze kolejny, niezły strzał z dystansu, obronił Adrian Henger. W odpowiedzi, w ostatniej minucie pierwszej połowy meczu biało – zieloni wypracowali sobie świetną szansę na zdobycie „gola do szatni”. W niemal bliźniaczej sytuacji co 10 minut wcześniej, znalazł się Damian Banachewicz, z tą różnicą, że z lewej strony dogrywał mu Tomasz Borucki. Tym razem jednak jeden z zawodników gospodarzy zdołał zablokować uderzenie i piłka została wybita. Tuż przed zejściem do szatni doszło jeszcze do sporej kontrowersji. Biegnący bez piłki za akcją Kacper Wittbrodt przy jednej z kontr Gryfa, uderzył próbującego go zatrzymać, Kacpra Tomaszewicza, co umknęło uwadze sędziego. Chwilę później, w starciu pod linią boczną, zrobił to ponownie, co jednak arbiter już widział, ale oszczędził go i pokazał tylko żółtą kartkę.
Wydawało się, że w drugiej połowie Ina rzuci się do odrabiania strat, by dać sobie jeszcze szanse w tym meczu. I kto wie, co by się wydarzyło, gdyby w 53 minucie z najbliższej odległości głową trafił Rafał Makarewicz. Doskonałe dośrodkowanie z rzutu wolnego na 5 metr powinno zakończyć się golem, ale to zdecydowanie nie był dzień biało – zielonych. Po chwili było już 4:0 i stało się jasne, że Ina walczy już tylko o honor w tym meczu. Tym razem przy próbie wybicia piłki przez Adriana Hengera na 20 metrze, nabity został Jan Skuratowski, a odbita piłka wpadła do siatki. W 67 minucie Gryf sam postanowił coś wykreować. Gospodarze wyprowadzili szybką akcję prawą stroną, a po podaniu na 10 metr i zablokowanym uderzeniu, piłka minęła nieznacznie bramkę Iny. 5 minut później w podobnej, choć chyba nawet nieco lepszej sytuacji, również po podaniu z prawej strony, zawodnik Gryfa zaliczył fatalne pudło z okolic 11 metra. Po chwili Gryf przeprowadził jeszcze jedną akcję, tym razem lewą stroną, a szarżującego Jana Skuratowskiego w polu karnym zatrzymał Adrian Henger. W międzyczasie Ina odgryzła się szansami Rafała Makarewicza, Kacpra Tomaszewicza i Mateusz Gieca. Każda z nich nastąpiła po dobrych dośrodkowaniach, ale strzały głową Makarewicza i Gieca zostały albo obronione przez bramkarza, albo wybite z niemal linii bramkowej. Tomaszewicz z kolei uderzył z 11 metrów z powietrza, ale przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką.
W 79 minucie biało – zieloni postanowili jeszcze raz dać coś od siebie gospodarzom. Tym razem rzut karny. W polu karnym faulował Mateusz Giec, a pewnym wykonawcą jedenastki okazał się Dawid Roszak i było 5:0. Do końca meczu Gryf wypracował sobie jeszcze kilka dogodnych sytuacji, ale jak już we wstępie wspomniano, tego dnia gospodarze woleli korzystać z prezentów od przeciwników, niż kończyć swoje dobre akcje bramkami. Najpierw pudło z 10 metrów, później złe ustawienie i spalony, a na koniec zmarnowana kontra 4 na 3. Ina odpowiedziała strzałami Łukasza Szymfelda i Kacpra Tomaszewicza, ale poradził sobie z nimi golkiper Gryfa. Symbolicznym dla tego meczu obrazkiem była chyba jednak jedna z ostatnich szans Iny. Wtedy to dobre podanie za plecy defensywy dostał Kacper Tomaszewicz, ale nieatakowany źle przyjął piłkę i zamiast sytuacji sam na sam, obrońcy gospodarzy zdołali do niego doskoczyć i spokojnie wybić piłkę.
Goleniowianie dawno nie zagrali tak złego meczu, a już na pewno, na przestrzeni ostatnich lat, nie sprezentowali przeciwnikowi aż tylu goli w jednym meczu. To tym bardziej szokujące, że ostatni mecz w tym roku, tuż przed pandemią, Ina rozegrała właśnie w Kamieniu Pomorski. Wtedy wynik brzmiał 1:5 dla biało – zielonych, w sobotę jednak Gryf wziął srogi rewanż i, choć sam był nieporadny w kończeniu własnych podbramkowych sytuacji, sprawił, że wszyscy związani z Iną ten dzień będą chcieli jak najszybciej wymazać z pamięci. Jak najlepiej to zrobić? Wygrać z Iskierką Szczecin w sobotę w Goleniowie.
GRYF KAMIEŃ POMORSKI – INA GOLENIÓW 5:0 (3:0)
Bramki: Igor Paszkowski (10′ – sam.), Sebastian Nagel (21′), Kacper Wittbrodt (25′), Jan Skuratowski (55′), Dawid Roszak (79′)
GRYF: Bartosz Rogowski – Jakub Nowacki, Damian Karczmarski, Sebastian Nagiel (80′ Bartosz Sasin), Filip Kop – Ostrowski – Kacper Wittbrodt, Szymon Smerdel (58′ Mykhailo Tolstiak), Maciej Więcek (71′ Dawid Roszak), Igor Kurka (67′ Kacper Karman), Maciej Szwech (61′ Szymon Włodarek) – Jan Skuratowski
INA: Adrian Henger – Łukasz Szymfeld, Rafał Bulanda, Igor Paszkowski (57′ Mateusz Giec), Tomasz Borucki – Kacper Tomaszewicz, Patryk Lubośny (57′ Patryk Sobański), Rafał Makarewicz, Daniel Mojsiewicz (61′ Filip Kominek), Maciej Żabicki (61′ Kornel Klewin) – Damian Banachewicz (68′ Kacper Królik)
Żółte kartki: Kacper Wittbrodt, Maciej Szwech, Filip Kop – Ostrowski (Gryf), Łukasz Szymfeld, Mateusz Giec (Ina)