Relacja, 23. kolejka IV ligi – INA Goleniów – Bałtyk Koszalin 1:4 (1:2)
Bałtyk zdecydowanie za silny dla Iny
Borykająca się z problemami kadrowymi Ina Goleniów w sobotę gościła jeden z najlepszych zespołów w lidze – Bałtyk Koszalin. Ostatnia sytuacja w obozie biało – zielonych z pewnością wpływa na wyniki, a te nie są najlepsze. Trzeba jednak pamiętać, że goleniowianie „właściwe” punktowanie jesienią rozpoczęli w drugiej części rundy, kiedy to terminarz był znacznie łaskawszy. Najpierw trzeba jednak przebrnąć przez tę trudniejszą część, a pojedynek z Bałtykiem z pewnością zaliczał się do tych z kategorii ciężkie / bardzo ciężkie. Ina przegrała 1:4 i trzeba przyznać, że był to niski wymiar kary w stosunku do tego, jak wyglądał ten mecz.
Od pierwszego gwizdka było widać, jak silnym zespołem jest Bałtyk. To bardzo dobre wrażenie psuł nieco fakt, że goście często używali krzyków, by wymusić reakcję arbitra, ale trzeba też przyznać, że sposób ten był skuteczny – arbiter tego dnia był na te krzyki podatny. Ina przez niemal cały mecz nastawiona była na defensywę i liczyła na kontrataki, ale szans na ich wyprowadzenie zbyt wiele biało – zieloni nie mieli. Pod bramką Adriana Hengera za to bywało gorąco – w 10 minucie w sobie tylko znany sposób spudłował jeden z zawodników Bałtyku. Płaskie podanie na zamknięcie, na 5 metr, wymagało jedynie właściwego dołożenia nogi. I tego właśnie zabrakło. Po chwili jednak i tak zrobiło się 0:1, kiedy to po faulu przy linii końcowej Rafała Bulandy arbiter podyktował rzut karny dla gości z Koszalina. Adrian Henger nie zdołał uratować swojego zespołu i faworyt objął prowadzenie. Po kolejnych 5 minutach golkiper Iny ponownie musiał wyciągnąć piłkę z siatki. W łatwy sposób napastnik Bałtyku ograł dwóch obrońców w polu karnym i wyłożył piłkę na 5 metr, co skończyło się golem na 0:2.
W 20 minucie groźna strata Bartosza Błaszczyka na 25 metrze od własnej bramki mogła skończyć się kolejnym golem, ale tym razem dobrą interwencją kilka metrów od bramki popisał się Rafał Bulanda. W 26 minucie z kolei Adrian Henger został zmuszony do interwencji po niezłym, płaskim strzale z kilkunastu metrów. Do 30 minuty kibice w Goleniowie mogli się raczej zastanawiać, jak wysoko wygra tego dnia Bałtyk. Ale wtedy, po jednym z nielicznych wypadów Iny, w polu karnym padł Łukasz Szymfeld, a sędzia wskazał na wapno. Jedenastkę na gola zamienił Damian Banachewicz i gospodarze złapali kontakt. Mało tego, sytuacja ta nieco odmieniła obraz gry i przewaga gości stopniała, a gra znacznie się wyrównała. Bałtyk dopiero w końcówce pierwszej połowy potrafił zagrozić bramce Iny, ale przyjezdnym brakowało celności lub dokładności w ostatnim podaniu. Biało – zieloni z kolei nie potrafili wykreować sobie żadnych czystych sytuacji do zdobycia wyrównującego gola, jednak wyglądali lepiej niż na początku meczu.
Ostatni kwadrans pierwszej połowy pozwalał wierzyć, że goleniowianie podejmą jeszcze walkę o punkty w tym pojedynku. Niestety, pierwsze minuty po przerwie ostudziły ten zapał u gospodarzy i ich kibiców. W 48 minucie bowiem goście ponownie mieli dwa gole przewagi, choć trzeba przyznać, że bramka padła w kuriozalnych okolicznościach. Po stałym fragmencie gry zakotłowało się w polu bramkowym Iny, a goście głośno domagali się rzutu karnego za zagranie ręką. Sędzia gwizdnął, a potem zawodnik Bałtyku oddał strzał, który wylądował w siatce. Arbiter mając chyba świadomość, że się pospieszył z decyzją, stwierdził, że… uznaje gola zdobytego po gwizdku. Protesty na nic się zdały i było 1:3.
Po chwili Inę uratował słupek po akcji lewą stroną i strzale z kilku metrów. Mało tego, kilkadziesiąt sekund później, kolejną dobrą szansę zmarnowali goście. Kolejne zagranie z lewej strony na 11 metr skończyło się strzałem, z którym zdołał poradzić sobie Adrian Henger. Po 55 minucie napór gości zmalał, jednak w dalszym ciągu to Bałtyk miał pełną kontrolę nad meczem. Ina próbowała atakować, ale strzał głową Adriana Kranza po dośrodkowaniu Marcina Mojsiewicza w 63 minucie to było za mało, by myśleć o powrocie do tego meczu.
W ostatnich minutach Bałtyk ponownie wrzucił wyższy bieg i po prostopadłym podaniu i sytuacji sam na sam ustalił wynik na 1:4. Zwycięstwo przyjezdnych mogło być jeszcze wyższe, ale w doliczonym czasie gry goleniowianie po stałym fragmencie gry wybili piłkę z linii bramkowej po strzale głową z bliskiej odległości, a następny groźny strzał chwilę później przeleciał obok słupka bramki gospodarzy.
Ina ma za sobą trzy słabsze mecze z rzędu – do remisu z Chemikiem i porażki z Bałtykiem trzeba doliczyć odpadnięcie z rozgrywek regionalnego Pucharu Polski z Orłem Łożnica w minioną środę. Można do tego dołożyć jeszcze kiepski występ z Mechanikiem w Bobolicach. Jaki wspólny mianownik mają te mecze? Naturalna murawa – ta póki co Inie ewidentnie nie służy.A perspektywa pojedynku w Niechorzu nie napawa wielkim optymizmem. Jeśli goleniowianie nie zagrają dużo lepiej to będzie bardzo ciężko o jakikolwiek punkt. Najbliższy rywal Iny – Wybrzeże Rewalskie Rewal – w tym sezonie przegrało tylko raz, właśnie z Bałtykiem. Pozostałe mecze to zwycięstwa. Jak będzie w sobotę? Mówiąc kurtuazyjnie – faworytem nie będziemy. Czasami jednak… z takiej pozycji łatwiej zaatakować.
INA GOLENIÓW – BAŁTYK KOSZALIN 1:4 (1:2)
Bramka: Damian Banachewicz (30’ – rzut karny)
INA: Adrian Henger – Igor Paszkowski, Rafał Bulanda, Adam Trzaskowski (59’ Patryk Pałka) – Szymon Dymon (60’ Marcin Mojsiewicz), Patryk Lubośny (59’ Daniel Mojsiewicz), Tomasz Borucki, Łukasz Szymfeld – Bartosz Błaszczyk (46’ Adrian Kranz), Piotr Winogrodzki, Damian Banachewicz (66’ Marcel Keck)