Relacja – 23. kolejka: INA Goleniów – Sokół Karlino 5:0 (3:0)
Zwycięscy, ale czy… przebudzeni?
Ina Goleniów zaliczyła wiosenny falstart – na przywitanie z rundą rewanżową zaliczyła 3 porażki i choć jedną z nich można było wkalkulować w tzw. „koszty”, tak dwie pozostałe, z rezerwami Błękitnych i Chemikiem Police, były istotne i bolesne w kontekście walki o utrzymanie. Przed sobotnim pojedynkiem z Sokołem Karlino można było mieć obawy, czy goleniowianie podołają i złapią nieco wiatru w żagle. Kiedy spojrzało się na personalia w drużynie gości (Sokół przyjechał w 12, choć w protokole meczowym było wpisanych więcej zawodników), można było mieć sporą nadzieję na to, że tym razem biało – zieloni zgarną punkty. Ale to, w jaki sposób w pierwszej połowie Ina „wyjaśniła” swojego rywala… tego raczej niewielu się spodziewało.
Gdyby biało – zieloni do przerwy wygrywali 6:0, to goście nie mogliby mieć pretensji o wysoki wymiar kary. Defensywa Sokoła istniała tylko teoretycznie – goście byli zagubieni, a goleniowianie z łatwością dochodzili do kolejnych sytuacji. Pokrzykiwania trenera Mirosława Skórki nic nie dawały – Ina raz po raz zagrażała bramce strzeżonej przez Sebastiana Skrzyńskiego. Ofensywa gości wcale nie była lepsza – w tej części meczu po prostu nic im nie wychodziło. W 7 minucie Ina wysłała pierwszy sygnał ostrzegawczy – po podaniu od Kacpra Tomaszewicza z ostrego kąta silnie uderzył Łukasz Szymfeld, ale piłka przeleciała nad bramką. Drugiego ostrzeżenia już nie było i dwie minuty później biało – zieloni objęli prowadzenie. Świetne podanie Piotra Winogrodzkiego za plecy obrońców pozwoliło Michałowi Jarząbkowi wpaść w pole karne i dograć do Damiana Banachewicza, który, choć z problemami, z bliska pokonał golkipera gości.
W 18 minucie po raz kolejny Michał Jarząbek dograł do Damiana Banachewicza, tym razem po fatalnym zagraniu jednego z zawodników gości na połowie goleniowian. Niestety, w sytuacji sam na sam zawodnik Iny trafił w poprzeczkę. Po chwili mógł się zrehabilitować za zmarnowaną okazję, ale po akcji Kacpra Tomaszewicza i kiksie Kamila Zaborowskiego, chybił z 5 metrów. W 25 minucie Damian Banachewicz wystąpił już w roli podającego. Najpierw w polu karnym wygrał pojedynek fizyczny, a potem zagrał do Kamila Zaborowskiego na 10 metr. Ten znów nieczysto trafił w piłkę i zamiast cieszyć się ze zdobycia swojej drugiej bramki wiosną… dał powód do zmartwień Michałowi Kowalczykowi, który swoją niefortunną interwencją podwyższył prowadzenie Iny na 2:0. Po następnych 5 minutach Patryk Lubośny odebrał piłkę w środku pola, następnie przed szansą na dobre dogranie stanął Damian Banachewicz, ale w ostatniej chwili obrońcy wybili piłkę z 5 metra. Po chwili w sytuacji sam na sam znalazł się jeszcze Michał Jarząbek, ale i tym razem gola nie było.
W 34 minucie jednak było już 3:0. Kolejny odbiór w środku pola zaliczył Patryk Lubośny (a miał ich tego dnia naprawdę wiele…), z tego urodziła się kolejna sytuacja sam na sam, której nie zmarnował Damian Banachewicz. Po kolejnych 2 minutach znowu obrońcom we znaki dał się Michał Jarząbek. Uciekł im skrzydłem, po czym zagrał na 5 metr. Po interwencji defensywy gości, piłka spadła pod nogi Damiana Banachewicza, który jednak został zablokowany. Nie minęło kilka minut i Ina znowu miała swoją szansę. Wyszła z szybką kontrą 3 na 3, ale w kluczowym momencie Piotr Winogrodzki źle rozprowadził akcję. Jak to zwykle bywa, tyle zmarnowanych sytuacji lubi się zemścić. To się jednak nie stało, a jedyne zagrożenie pod bramką goleniowian w pierwszej połowie miało miejsce około 40 minuty, kiedy to po rzucie wolnym w polu karnym biało – zielonych trochę się zakotłowało, ale obrońcy wyjaśnili sytuację.
W drugiej połowie goście nieco się „ogarnęli”. Uporządkowali nieco środek pola i zwarli szybki w defensywie, ale i tak wydawało się, że to goleniowianie bardziej spuścili z tonu, niż Sokół ruszył do ataku. Biało – zieloni poruszali się wolniej i nie mieli już takiej ochoty do nękania przeciwnika. W 53 minucie nadeszło pierwsze ostrzeżenie ze strony gości. Po długim zagraniu i niepewnej interwencji Tomasza Boruckiego, w końcu w tym meczu wykazać musiał się Paweł Sobolewski, broniąc dość groźny strzał. Po chwili Ina odpowiedziała – Kacper Sznałbel dobrze zgrał piłkę głową do wychodzącego Damiana Banachewicza, ale ten finalnie dokonał złego wyboru – uciekł z piłką do środka, czym wstrzymał akcję, która zakończyła się tylko strzałem z około 25 metrów Michała Jarząbka.
Przez niemal całą drugą połowę w drużynie Sokoła szwankowała przede wszystkim decyzyjność i dokładność w kluczowych momentach akcji. Mimo, że momentami goście potrafili przedostać się w okolice 30 metra przed bramką Iny, to finalnie niewiele z tego wynikało. Groźnie w zasadzie było tylko trzy razy – raz po strzale z pola karnego piłka przeleciała wysoko nad bramką, za drugim razem dobrym wyjściem z bramki na przedpole sytuację wyjaśnił Paweł Sobolewski, a za trzecim, po przegranej przebitce w polu karnym, golkiper Iny popisał się świetną interwencją po strzale z 10 metrów. Co na to Ina? Miała rzut wolny Damiana Banachewicza, po którym Sebastian Skrzyński odbił piłkę, ale zabrakło dobitki. W 82 minucie po jednej z kontr i podaniu Michała Jarząbka, centymetrów do sięgnięcia piłki zabrakło kolejno: Maciejowi Żabickiemu, Damianowi Banachewiczowi i Jakubowi Szczygłowi.
Sokół pod koniec meczu wyraźnie opadł z sił i to otworzyło przed Iną kolejne szanse. W 85 minucie z rzutu wolnego uderzył Rafał Makarewicz. Dobrą interwencją popisał się jednak golkiper gości. Ostatecznie jednak piłka wróciła w pole karne, przejął ją Rafał Makarewicz, wpadł w pole karne i strzałem z „dużego palca” podwyższył prowadzenie Iny na 4:0. W 89 minucie Ina zmarnowała jeszcze kontrę 3 na 1. Kiedy już wydawało się, że więcej goli nie padnie, dobrą akcję przeprowadził środkiem pola Daniel Mojsiewicz. Prostopadłym podaniem uruchomił swojego młodszego brata Marcina, ale ten przegrał pojedynek sam na sam z Sebastianem Skrzyńskim. Akcję próbował jeszcze kończyć Maciej Żabicki, ale i on został powstrzymany przez bramkarza. Niestety dla gości, trzeci raz już się nie wybronili i Kacper Królik z bliska wpakował piłkę do siatki.
Ina zrewanżowała się Sokołowi za jesienną porażkę. Złapała też nieco pewności przed niezwykle ważnym pojedynkiem z Raselem Dygowo. Momentami, w szczególności w pierwszej połowie, pokazała też, że zespół ma w sobie potencjał, który można, a w zaistniałych okolicznościach, trzeba pokazać.
INA GOLENIÓW – SOKÓŁ KARLINO 5:0 (3:0)
Bramki: Damian Banachewicz (10′, 34′), Michał Kowalczyk (25′ – samobójcza), Rafał Makarewicz (81′), Kacper Królik (90′)
INA: Paweł Sobolewski – Łukasz Szymfeld, Michał Łukasiak, Tomasz Borucki, Kacper Sznałbel – Damian Banachewicz, Piotr Winogrodzki (75′ Rafał Makarewicz), Patryk Lubośny (75′ Kacper Królik), Kacper Tomaszewicz (46′ Maciej Żabicki), Kamil Zaborowski (65′ Jakub Szczygieł) – Michał Jarząbek (78′ Daniel Mojsiewicz)
SOKÓŁ: Sebastian Skrzyński – Iwo Knapiński, Michał Kowalczyk, Miłosz Poloczek, Paweł Grodek (65′ Jakub Jermołowicz), Jakub Karpiński, Norbert Kornaga, Łukasz Kramarz, Kamil Gozdal, Seweryn Kozakowski, Jacek Tomczyk
Żółta kartka: Kacper Tomaszewicz (Ina)